Translate

niedziela, 8 stycznia 2012

Niedzielna historyjka...

"Dawno temu, na równinach poza Wielkim Murem chińskim, żył pewien życzliwy starszy człowiek. Miał on w życiu tylko dwie pasje: hodował rzadkie rasy koni i utrzymywał syna, kochając go, jak nic innego na świecie. Zarówno starzec, jak i jego syn potrafili codziennie jeździć na swoich koniach pokonując znaczne odległości. Handlowali też nimi, poznając w ten sposób nowych ludzi. Cieszyli się, że życie jest dla nich takie łaskawe i sprzyja im dobry los.

Pewnego ranka służący zapomniał zamknąć drzwi do stajni, w której przebywały ulubione ogiery staruszka. Jeden z nich uciekł. Kiedy sąsiedzi usłyszeli tę smutną wiadomość, wybrali się do jego domu, by go pocieszyć. Było im bardzo przykro z powodu tak wielkiego nie szczęścia, jakie spotkało ich sympatycznego, cichego sąsiada. Ale, ku powszechnemu zdziwieniu starszy człowiek stwierdził, że strata konia nie jest właściwie wielką tragedią, nie był przy tym też wcale zdenerwowany.

- To nie powód do smutku - stwierdził. - Nie sposób było przewidzieć, że koń ucieknie, nie można też teraz nic na to poradzić.

Sąsiedzi zrozumieli, ze nie mogą się przyczynić do złapania konia, nie powinni się także martwić sytuacją starszego człowieka. Tydzień później ogier wrócił prowadząc ze sobą klacz. Była to rasowa, bardzo cenna biała klacz. Sąsiedzi, gdy tylko usłyszeli o tym szczęśliwym wydarzeniu, przybyli, by pogratulować staruszkowi.

Ale i tym razem był on zupełnie spokojny. Wyjaśnił im, podobnie jak to zrobił wcześniej, że przybycie klaczy niekoniecznie prowadzi do szczęścia, i nie jest tym samym powodem do radości. Zakłopotani sąsiedzi szybko opuścili dom starszego człowieka.

Niedługo potem jego syn złamał sobie nogę podczas przejażdżki na pięknej klaczy. Koń poślizgnął się, i upadł na nogę, doprowadzając tym samym do tak groźnego upadku, że syn już przypuszczalnie zawsze będzie musiał utykać. Ponownie sąsiedzi odwiedzili dom staruszka, by wyrazić swoje współczucie, jeden z nich zasugerował sprzedanie konia, inny znów chciał go zabić, by się zemścić. Starszy człowiek na nic takiego się nie zgodził.

Wyjaśnił swoim sąsiadom, że nie powinni mu współczuć z powodu syna, ani przeklinać klaczy, bo przecież był to nieszczęśliwy wypadek, którego nikt nie mógł przewidzieć. Teraz już ani oni, ani on sam nie są w stanie niczego zmienić. Zdziwieni sąsiedzi doszli do wniosku, że staruszek oszalał i zostawili go w spokoju.

Dwa lata później na kraj najechali wrogowie i wszyscy mężczyźni zostali powołani do obrony. Syn starszego człowieka nie mógł walczyć, ponieważ miał niesprawną nogę. Wojna była bardzo okrutna i wielu ludzi zostało zabitych. Jego syn zaś ocalał, bo dwa lata wcześniej zraniła go biała klacz.

Bardzo często bywa, że szczęśliwe wydarzenie niesie za sobą tragiczny koniec, a nieszczęśliwy wypadek kończy się czymś dobrym.Czyli uratuje nas spokój i wiara w dobre zakończenie? Cudnej niedzieli kochani,a dziś cały czas będę myśleć o człowieku,który zginął wczoraj w nocy pod blokiem,w którym mieszkam...śmierć pod tramwajem...nie śpieszmy się więc bo to może być nasz ostatni pośpiech....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kochani czytający i komentujący ,pragnę poinformować :
KOMENTARZE ANONIMÓW BĘDĄ KASOWANE!proszę zatem umieszczać swoje inicjały/imiona/pseudonimy.