Nigdy nie byłem samotny. Siedziałem w pokoju -
myślałem o samobójstwie. Byłem w dołku. Czułem się fatalnie - gorzej
niż kiedykolwiek - ale nigdy nie czułem, że inna osoba mogłaby wejść i
wyleczyć to, co mnie gryzie. Albo że ileś tam osób mogłoby to zrobić.
Innymi słowy, samotność nigdy nie była moim zmartwieniem, bo zawsze tak
bardzo pragnąłem odosobnienia. Za to na przyjęciu albo na stadionie
pełnym wiwatujących ludzi, tam mógłbym czuć się samotny. Zacytuję
Ibsena: "Najsilniejsi są najbardziej samotni" (…). Znasz typowe reakcje
tłumu: "Hej, jest piątkowy wieczór, co chcesz robić? Siedzieć tak
tutaj?" No cóż, tak. Bo tam na zewnątrz nic nie ma. To głupota. Głupole
spotykają się z głupolami. Niech się ogłupiają sami (…). Żal mi
milionów, ale nigdy nie czułem się samotny. Lubię siebie. Jestem
najlepszą rozrywką jaką mam. Napijmy się jeszcze wina!
Jest we mnie coś, co nie do końca odpowiada
ogólnie przyjętym normom, zasadzie „w zdrowym ciele zdrowy duch”.
Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie
mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w
swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie
osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne.
Pragnę jedynie miękkiej, mglistej przestrzeni, w której mogę żyć, i
jeszcze żeby zostawiono mnie w spokoju.
Ch. Bukowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Kochani czytający i komentujący ,pragnę poinformować :
KOMENTARZE ANONIMÓW BĘDĄ KASOWANE!proszę zatem umieszczać swoje inicjały/imiona/pseudonimy.